Kończy się czerwiec, choć ostatnio trochę w deszczu, nieuchronnie kojarzący mi się z początkiem
wakacji, z dzikimi wycieczkami rowerowymi z moim tatą, truskawkami i książkami
czytanymi na balkonie, na działce, w parku czy pod ukochaną czereśnią, która od
kilku lat niestety jest już wycięta. I mimo że, z roku na rok czerwce stają się
coraz bardziej dojrzalsze, co nie znaczy, że mniej zabawne, to są takie sprawy,
które się nie zmieniają. A moje przygody z książkami na pewno do takich należą.
I mimo że czerwiec kojarzy mi się dość
„lekko”, to nie chciałabym, żeby takie też było moje czytanie. Albo raczej
tylko takie.
Powinniśmy już trochę przywyknąć do tego, że jeżeli
chcemy osiągnąć coś wartościowego, wzbogacić się w jakiś sposób czy to
materialnie, czy też duchowo, to droga do osiągnięcia tego celu przeważnie nie
będzie usłana różami. Powinniśmy mieć świadomość, że czasami możemy się męczyć.
Będziemy zawracać, złościć się, zostawiać to w cholerę i zastanawiać się czy
warto? Warto.
Fotografia pochodzi ze strony: http://darkroom.baltimoresun.com/2014/04/in-memoriam-20-years-since-the-rwandan-genocide/#1 |
Dlatego też po raz kolejny sięgnęłam po Tochmana.
Tym razem po historię Rwandy, którą wcześniej już się trochę interesowałam. I
jakkolwiek brzmi to niezbyt zachęcająco, bo – gdzie to jest i kiedy to było? I
po co? Warto.
Wiecie – my Polacy bardzo często się porównujemy. Z
racji tego co się dzieje w naszym kraju, cierpimy na jakiś kompleks niższości.
Porównujemy się do Niemców, Anglików – jak to im jest dobrze i jak im się
wspaniale żyje. A może powinniśmy wyłączyć ten schemat myślenia? Teleportować
się na zupełnie inny poziom? Pomyśleć przez chwilę, może zupełnie
ABSTAKCYJNIE.
Na świecie dzieją się straszne rzeczy. Słyszymy o
tym oglądając telewizję i jedząc spokojnie obiad. I cieszmy się, że możemy go
zjeść. Oglądamy, jemy zupę, a po wyłączeniu telewizora informacje te samoczynnie
zacierają się w naszym umyśle. Bo są daleko i nas nie dotyczą. Nie ma co się
nad nimi zastanawiać.
A gdyby raz jeden trochę się w to zagłębić? Spróbować stać się trochę
bardziej wrażliwym, popatrzeć na coś z zupełnie innego punktu „siedzenia”? Spróbuj,
a może nagle okaże się, że wcale nie jest tak źle, jak myślisz. Może nawet w
ekstremalnym przypadku dojdziesz do wniosku, że w sumie, to jesteś
szczęściarzem i więcej: że jesteś w takim miejscu i w takim czasie, że możesz
pomóc komuś innemu.
Fotografia pochodzi ze strony: http://darkroom.baltimoresun.com/2014/04/in-memoriam-20-years-since-the-rwandan-genocide/#1 |
Z twórczością Wojciecha Tochmana
pierwszy raz spotkałam się na studiach. Niekoniecznie jest to twórczość, którą
można pokochać. Nie jest to cukierkowy „Dziennik Bridget Jones” czy „Zmierzch”.
To reportaże, więc dostaje się po prostu obuchem w głowę. A wiadomo, że obuchem
w głowę, żeby wszystko było w niej w porządku, od czasu do czasu trzeba dostać,
dlatego wszystkim Tochmana polecam. Tochmana, który nie boi się mówić prawdy –
do bólu. Który szczypie słowami. Który nie boi się rzucać nazwiskami i nie boi
się konfrontacji. A przede wszystkim nie boi się prawdy. Który chwyta się
tematów, o których się nie mówi. Który nie komentuje. I w zasadzie nie ocenia.
Który pozostawia to czytelnikowi.
Może wystarczy cztery lekkie
książki i jeden obuch? Może okaże się, że Twoje problemy, którymi tak się
czasami przejmujesz, są po prostu śmieszne.
Bez względu, jaką książkę
wybierzecie – jestem pewna, że będzie to dobry wybór, nie zależnie czy będzie
to „Eli, Eli”, „Wściekły Pies”, „Schodów się nie pali” czy książkę, o której
piszę tutaj dzisiaj „Dzisiaj narysujemy śmierć”. Książki objętościowo są
cienkie, część nie ma pewnie nawet stu stron, można je czytać (a nawet trzeba) etapami, więc wymówka z
serii „nie mam czasu” nie bardzo jest tu na miejscu. Język jest prosty,
oszczędny, więc nie bójcie się jakiejś mowy trawy.
Jeżeli chodzi zaś o tematykę samego ludobójstwa Rwandy, gdyby ktoś się jednak zainteresował, to przy okazji mogę polecić dwa filmy : Hotel Rwanda i Czasem w kwietniu. Warto. Szczególnie ten drugi. I co ja będę dużo pisać. Przeczytajcie. Obejrzyjcie.
A jeżeli chcecie trochę przedsmaku, to podaję dwa linki:
1. Zdjęcia z Rwandy
2. Próbka Tochmana - nie jest to fragment książki, ale zupełnie odrębny tekst nawiązujący do tematu. Mocno rozwinięty. Raczej dopełnienie do tekstu głównego. Wątek tylko nawiązujący do udziału Kościoła, w książce jest to tylko jeden z tematów. Książka oczywiście lepsza.
Ania
Poleca.
Fotografia pochodzi ze strony: http://darkroom.baltimoresun.com/2014/04/in-memoriam-20-years-since-the-rwandan-genocide/#1 |
Chciałabym bardzo, aby nigdy nie miały miejsca żadne np...
OdpowiedzUsuńhttp://pozytywnie-nastawiona.blogspot.com/2015/03/zamachy-i-ataki.html, a zamiast tego zapanowałaby...
http://pozytywnie-nastawiona.blogspot.com/2015/03/pokoj-i-miosc.html
Nie uda nam się zniwelować całego zła. Tego się po prostu nie da zrobić. To co możemy jednak uczynić, to po pierwsze się od tego nie odcinać. Pamiętać. I mówić o tym. Tochman w swoim artykule (to ten w linku) pisze tak:
Usuń"Mam się powtarzać? Tydzień nad tym dumałem. Ile można wałkować to samo? Ludzie mogą mieć dość. Świetnie to rozumiem. Ale też wiem, że ci, którzy to zrobili, takiego właśnie zniecierpliwienia od nas oczekują. Znudzenia, milczenia, zapomnienia."
Tochmana poznałam dawno temu na studiach. Faktycznie nie należy do lekkich. Ale za to jaki ciekawy. Przypomniałaś mi o nim.... chyba muszę do niego "wrócić". Dziękuję Ci bardzo :)
OdpowiedzUsuńCała przyjemność po mojej stronie :)
UsuńNa pewno przeczytam. Trzeba mówić o takich rzeczach - nie wolno zapominać.
OdpowiedzUsuńPolecam gorąco! :) Jak się już raz przeczyta Tochmana to na takie sprawy się patrzy inaczej. Gdybyś miała problem z odnalezieniem książek - postaram się pomóc! :)
Usuń