wtorek, 29 września 2015

Poznajmy się!



Mijają kolejne tygodnie, a czas pędzi jak szalony. Jeszcze miesiąc i wrócę do częstszego pisania. Teraz nawet w sumie dobrze, że czas na zbyt dużo nie pozwala, bo jestem taka nerwowa, zła i zawiedziona niektórymi sprawami i osobami, że mogłabym napisać zbyt dużo i zbyt ostro. Dlatego też z nieba spadła mi krążąca po blogosferze zabawa, do której zostałam zaproszona przez Zaniczkę i Basię z bloga Pociąg do życia 
Korzystam więc z zabawy i napiszę coś o sobie. Jednak podobnie, jak Monika z bloga Moja sztukoteka nie chcę nikogo wyciągać za rękę, ale zachęcam do odpowiedzi na któreś z tych pytań. Być może mamy jakieś punkty wspólne? :) 

Zaniczka:



1.   Przy czym wypoczywasz?


Przede wszystkim przy książce. Filmie. Przy szeroko pojętej kulturze. Kiedy mogę zapomnieć o całym otaczającym mnie świecie i przenieść się choć na chwilkę do zupełnie innej rzeczywistości. I przy pracy.


2.   Jak się złościsz?


Krótko. I bardzo szybko mi przechodzi. Gorzej jednak, gdy ktoś wbije mi szpilę naprawdę mocno. Wtedy ta szpila kłuje mnie miesiącami, a ja już nie potrafię zaufać tej osobie i mam do niej ogromny dystans. 


3.   Czego nigdy nie wybaczysz?


Krzywdzenia chociażby nieświadomego najbliższych mi osób. 


4.   Zwierzęta czy ludzie?


Długo nad tym myślałam, bo uwielbiam ludzi. Może z wyjątkiem tych toksycznych.

Ale zwierzęta też uwielbiam. Może z wyjątkiem karaluchów. Na zwierzętach jednak nigdy się nie zawiodłam. 


5.   Ulubiona bajka z dzieciństwa?


Smerfy. I Kubuś Puchatek. Oglądam do tej pory. 


6.   Kim byłeś w poprzednim wcieleniu?


Mój Marcin twierdzi, że żmijkiem (małą żmiją). Czasami wrednym, ale zawsze małym i śmiesznym. Chyba coś w tym musi być. 


7.   Ulubione miejsce w Polsce


Lidzbark. Bezapelacyjnie. Małe miasteczko, w którym się wychowałam. 


8.   Chrapiesz?


Z chrapaniem jest u mnie trochę nietypowo. Bo generalnie to nie chrapię. Z małymi wyjątkami – kiedy jestem ogromnie zmęczona. Wygląda to jednak trochę dziwnie. Leżę i przysypiam, ale jeszcze zupełnie świadomości nie straciłam. Nagle czuję, że chrapnęłam. Przerażona otwieram oczy. Ledwo przytomna trzącham Marcinem i bez pardonu go budzę:

- Marcin, Marcin śpisz?!

- Już nie. Co się stało.

- Marcin, czy ja chrapnęłam?!

- Nie wiem Ania, nie słyszałem. Spałem.

- Na pewno chrapnęłam. Przepraszam.

Po czym odwracam się na swój bok i idę dalej spać. Przebudzonemu Marcinowi nie zawsze to wychodzi. Twierdzi, że już później nigdy nie chrapię. 


9.   Zdobywasz/poznajesz czy chcesz być zdobywany/poznawana?


Chyba to drugie. Jak chyba każda kobieta  :)


10.  O jakim zawodzie marzyłeś w dzieciństwie?


Nauczycielka języka polskiego. 


11.  Wolisz o czymś czytać, czy doświadczać tego?


Jeżeli ma to być coś przyjemnego, to oczywiście doświadczać! Wszystko zależy co to jest :)

Pociąg do życia: 


1    1. Twoja pierwsza myśl po przebudzeniu i ostatnia przed zaśnięciem.

Jest to zwykle  ta sama myśl: Nie idę do pracy. Zostaję w domu.  

2. Co lubisz robić poza blogowaniem?

Wszystko co jest związane z kulturą. Czytać. Oglądać. Poznawać nowe rzeczy. Słuchać. Wygłupiać się. Denerwować kota. Tulić kota. Śmiać się. Chodzić na wycieczki. Spotykać się z przyjaciółmi. 

3. Czy statystyki bloga mają dla Ciebie znaczenie?

Nie oszukujmy się. Mają. Jest to dla mnie zawsze jakiś wyznacznik, czy to co robię ma jakikolwiek sens. 

4. Twoje 3 ulubione blogi. 

Nie wymienię. Nie potrafię wybrać spośród tylu wspaniałych blogów po prostu trzech.  

5. Czy grasz na jakimś instrumencie? A może chciałabyś grać?

Jedynie na nerwach. Jeśli chodzi o muzykę, to chyba wolę słuchać niż grać :)

6. Czy lubisz śpiewać i tańczyć?

Uwielbiam. Chociaż mam generalny zakaz śpiewania w domu, czego skrupulatnie nie przestrzegam. Tańcuję też sobie, gdzie popadnie – o ile w grę nie wchodzą jakieś walce tańczone w parach. Tam gdzie wchodzi coś technicznego, czego trzeba się wyuczyć a nie wykonywać intuicyjnie i do rytmu – tam odpadam. 

7. Jaki ruch fizyczny preferujesz? 

Jak mieszkałam jeszcze w Lidzbarku, lubiłam biegać moją ulubioną trasą przez las. Dawało mi to dużo satysfakcji. W mieście już nie jest tak fajnie. Ale mam rower stacjonarny i lubię sobie i na nim pojeździć. Do dobrego filmu. Najprzyjemniejsze jednak byłoby pewnie tańcowanie, wiadomo! 

8. Z jaką rośliną i z jakim zwierzęciem się utożsamiasz? 

Chyba z takimi zwykłymi polnymi kwiatkami – po prostu. A zwierzę? Sama nie wiem. 

9. Na co wydajesz za dużo pieniędzy?

Na rajstopy. Stanowczo. 

10. Czy jesteś zorganizowana?

Staram się być. Wiadomo, czasami wychodzi mi to lepiej, czasami gorzej. 

11. Z kim sławnym chciałabyś się spotkać?

Z Grabażem. Serio. Chociaż nie wiem, czy on jest aż tak bardzo sławny. Uwielbiam jego teksty! Dla mnie są genialne. 


Biednie i skromnie, ale tyle na ten czas. Jeszcze miesiąc musicie z taką częstotliwością wytrzymać. A raczej ja. 

poniedziałek, 21 września 2015

Ty buraku!



Początek jesieni chciałoby się powiedzieć całkowicie w pełni - liście się żółcą i złocą, temperatura nadal na plusie, a niebo przy zachodach mieni się w pastelach - wszystkich więc łapie jesienna depresja i monotonia. Tradycji polskiej musi stać się zadość i, mimo że w tym roku słońca jest dość, to jednak wszyscy pogrążają się w melancholii i smutku i rozmyślają nad sensem życia pod ciepłym kocem oglądając "Dlaczego ja?" albo "Taniec z gwiazdami". Jeśli chodzi o mnie, to muszę zwyczajowo wszystkich rozczarować, ale ani melancholia ani depresja raczej mnie nie dosięgają - dosięgła mnie za to najbardziej prozaiczna i tradycyjna grypa. Grypa, jak to grypa, ma to do siebie, że przyszła oczywiście w najmniej odpowiednim momencie, niosąc ze sobą w dodatku skutki uboczne, jakimi są rozdrażnienie, obniżona tolerancja na głupotę ludzką i zjadliwość. W połączeniu z dość dużą intensywnością mojego życia, ostatnio wywiązała się z tego wszystkiego bardzo ciekawa mieszanka, która doprowadziła mnie do takiego stanu, że chcąc nie chcąc przestałam się ostatnio ze wszystkim patyczkować i walę prawdę prosto z mostu nie bardzo przejmując się już co inni na ten temat pomyślą. Przepraszam, ale te ceny to przesada - chodźmy gdzieś indziej. Wybacz, ale mam dziś dużo do zrobienia i nie znajdę czasu dla Ciebie - przełóżmy to na jutro, mam inne zdanie na ten temat. Wbrew pozorom te krótkie odpowiedzi należą czasami do najbardziej problemowych. Trzeba jednak podjąć decyzję, albo pozostajemy wierni sobie i się przeciwstawiamy - albo idziemy za tłumem podkulając ogon licząc się z własnymi stratami. Przeciwstawianie się - przedstawianie własnego zdania nie jest złe - pod warunkiem, że robi się to kulturalnie, a z natury nie jest się chamem i prostakiem.

Wiecie, spotkała mnie dziś bardzo słaba sytuacja. Tak słaba, że skłoniła mnie do niniejszych refleksji. I tak sobie myślę, że kurcze jest przecież XXI wiek - wiek coca-coli, inżynierii genetycznej, wielkiego rozwoju techniki i nauki. Żyjemy w świecie otwartych granic, korzystamy z internetu, ludzie są coraz bardziej wykształceni, uczelnie produkują masowo magistrów, dzieci w przedszkolu uczą się już kilku języków, wyjeżdżamy na wakacje coraz więcej i w coraz bardziej egzotyczne kraje i ogólnie wszystko to idzie do przodu. Wszystko oprócz człowieka. Bo niektórzy niestety zaparli się rękami, nogami i nie wiadomo czym jeszcze i postanowili pozostać burakami.


Odbieram dziś w pracy telefon. Dzwoni prezes jednej z wielkich i potężnych firm z pewnej branży przemysłowej w Polsce. I już od samego początku drze się do słuchawki, że prosił o ofertę odnośnie możliwości zatrudnienia Ukraińców i dostał, ale z takimi głupimi warunkami. Bo co to znaczy, że on ma zapewnić zagranicznym pracownikom godziwe warunki zamieszkania - że gdzie oni mają niby mieszkać - w pałacu kultury? Przekazuje telefon E naszemu konsultantowi z Działu do Współpracy z Zagranicą, który tak się składa, że jest z pochodzenia Ukraińcem - bardzo miłym, wychowanym, lekko nieśmiałym, ale pracowitym i sumiennym. Facet tak głośno krzyczy do słuchawki, że chcąc nie chcąc słyszę wszystko. E cierpliwie tłumaczy:
- Poprzez godziwe warunki zakwaterowania rozumiemy tylko tyle, że w mieszkaniu na przykład dwupokojowym, nie będzie mieszkać więcej niż 6 osób.
- O! I co jeszcze! Co to za zachcianki! Jeszcze czego! Ten naród powinien być wdzięczny, że cokolwiek się mu proponuje. Zatrudniam setkę Ukraińców i znam ten naród! Parszywe lenie (tu: długi obraźliwy monolog).
Wyskakują mi rumieńce i nie są to rumieńce od gorączki. Pokazuję na migi, że E wcale nie musi tego słuchać, że może odłożyć słuchawkę. E jednak pyta:
- Skoro Pan takie ma zdanie o tych ludziach, to dlaczego ich Pan zatrudnia?
- Bo nie mogę znaleźć Polaków na ich miejsce. Większość wyjechała. Nikt nie ma takich kwalifikacji. Słyszę po akcencie, że Pan też jest Ukraińcem!
- Być może.
- Wy honoru nie macie, uciekacie przed Putinem...
- Nie chcę z Panem rozmawiać.
- Słucham? Co to znaczy nie chcę?!
- Nie będę z Panem dłużej rozmawiał.
- Proszę mnie połączyć z szefem!
- Szefa nie ma (prawda!). Do widzenia.

W całym oddziale zapanowała straszna cisza. Było mi wstyd. Trzęsłam się ze złości. I nie mogę zrozumieć, nie mogę pojąć... Najbardziej przeraziło mnie to, że powiedział to prezes dużej firmy... Ktoś, kto kieruje ludźmi.

Ostatnio w żartach powiedziałam, że moje ukraińskie źródełko miłości do E zaczyna się wyczerpywać , bo zostawia on wszędzie papiery i wkłada odwrotnie papier do drukarki. Powiedziałam to w żartach - a teraz zrozumiałam jak durnie to sformułowałam. Bo nie mam nic do E, że jest Ukraińcem, tylko do E jako do człowieka, że bałagani. I nie chciałam powiedzieć przez to nic złego. Teraz dotarło do mnie, że i ja jestem burakiem. Trochę mniejszym bo nieświadomym, ale jednak burakiem.

I z tego oto mojego buraczanego miejsca, buraczanego pola apeluję - nie bądźmy burakami. Nie Kurd, nie Ukrainiec, nie Rosjanin, nie Francuz, nie Bułgar, nie Anglik - ale, na Boga,  po prostu CZŁOWIEK.

Jak już mówiłam, możesz mieć swoje zdanie - ale nie krzywdź. Co innego powiedzieć, że tu dla Ciebie jest za drogo - a co innego oceniać inny naród, innego człowieka, generalizować. Jeżeli już musisz być burakiem, to chociaż zamknij ten swój głupi dziób!


środa, 16 września 2015

Gwiazdko nie uciekaj!


 
Ani się obejrzałam jak nadszedł wrzesień. A nadszedł tak niepostrzeżenie, zaskoczył mnie w połowie mojego maratonu, tak że nawet nie zdążyłam zauważyć, że już jest, że wieczory coraz szybciej, a wychodząc powinnam brać ze sobą kurtkę. Jest coraz bardziej intensywnie,  tak bardzo intensywnie, że nie mam czasu na uświadomienie sobie, że właśnie nadchodzi już ten czas jesiennych depresji i przeziębień wśród połowy kraju, politycy wykłócają się kto jest wspanialszy i da więcej, a ja nie mam czasu na poczytanie książki,  posprzątanie pokoju, a co najgorsze nie mam czasu na pisanie – a przynajmniej tyle co poprzednio i nie daje mi to spokoju. Ukojenie daje mi  tylko myśl, że ten cały zapierdziel jest tylko przejściowy. Moje combo trochę się powiększyło za sprawą mojego dyrektora, który dwa tygodnie temu wprowadził mały chaos w moim życiu jednym jedynym zdaniem: „zabieram Cię stąd”. Ale jak to – teraz? Właśnie teraz?

Jestem więc w nowym oddziale, na zupełnie nowym stanowisku, robiąc zupełnie inne rzeczy niż do tej pory.  I wszystko to w najbardziej zakręconym momencie w moim życiu. Wbrew moim obawom dosyć szybko się zaaklimatyzowałam, wydaje mi się naiwnie, że nawet zaczynam ogarniać co mam robić, a już z całą pewnością to wszystko jak na razie bardzo mi się podoba.  Szkopuł w tym, że gdyby nie spadła mi gwiazdka z nieba raczej nieprędko sama bym po nią sięgnęła. 

GWIAZDKO, ODEJDŹ. TO NIE JEST DOBRY MOMENT.  I NIGDY NIE BĘDZIE.
 
Wbrew temu, że każdy z nas jest inny nasze życie jest bardzo schematyczne.  Źródła takiego schematyzmu są dwa: po pierwsze  narzucamy go sobie sami,  po drugie narzuca nam  go społeczeństwo.  Każdy z nas ustawia sobie pewną kolejkę działania. Nie jestem tutaj żadnym wyjątkiem.  Jest tyle rzeczy, które odwlekamy czekając na lepszy moment albo ustawiając go na swoim miejscu w ogonku. I planujemy. A gdy nagle coś wyskoczy albo zmieni swoją pozycję staje się tragedia.

Mama powtarza: dziecko musisz zrobić studia, skończyć uczelnię żeby móc pracować. Tak było kiedyś i taki jest schemat. Co z tego, że teraz w zasadzie Ty już masz pracę, a studia niczego nie gwarantują. Nie liczy się już cel i efekt, ale liczy się kolejność. I dlatego tak ciężko jest zrobić coś inaczej.

Na nowości nigdy nie jesteśmy przygotowani. I to jest problem. Bo ubzduraliśmy sobie, że w życiu trzeba być przygotowani na wszystko. Kiedy nie jesteśmy maksymalnie gotowi rodzi się w nas strach. Chociażby to co do nas przychodziło było tylko dobre. Boimy się i odrzucamy naszą gwiazdkę z nieba.

Złapałam moją gwiazdkę, chociaż zupełnie o niej nie myślałam i zupełnie mi w tym czasie nie pasowała. Plany się posypały, chaos jeszcze bardziej "rozchaosił", ale jestem zadowolona. Lubię to co robię. Nie żałuję, chociaż myślałam, że z tym całym rozgardiaszem, całą  tą zmianą zupełnie się zachłysnę. Myślałam o tym żeby zacząć coś nowego, ale jak już wszystko się poukłada, jak ucichnie. Ale potem dotarło do mnie, że życie wcale nie jest poukładanym zaplanowanym schematem, że jest raczej mieszaniną zdarzeń, nowych przygód, wyzwań i to właśnie sprawia, że mimo że czasem jest trudno, to jest też ciekawie.  Że dobry czas na coś może nigdy nie nadejść.

Te  banały i dywagacje to tak propos usprawiedliwienia. I na rozgrzewkę. Teraz już będę pisać, choć może troszkę mniej. Pierwszy punkt moich życiowych zmian wszedł w życie. Zbliża się też ten kolejny. A potem wszystko już wróci do „normy”.

Cieszę się, że tu dotarłeś. Rozgość się. Zaparz sobie herbatę. Jeżeli czytając te bzdety chociaż raz się uśmiechniesz że życie nie jest takie złe na jakie wygląda - to znaczy, że mi się udało. Jeżeli spodobało Ci się tu i czujesz niedosyt, możesz kliknąć w Zamiast burzy na facebooku, a ja w zamian będę Ci zapewniać jeszcze więcej rozrywki! A jeśli chcesz i mi sprawić przyjemność, będzie mi miło, jak zostawisz jakiś ślad po sobie.