poniedziałek, 29 czerwca 2015

Chcę antyromantyka. Jak czytać faceta?




Zapada zmrok. Za oknami wieje wiatr, w pokoju robi się chłodno. Leżymy sobie z Marcinem na kanapie, światło od małej lampki dodaje wieczorowi jakiejś magicznej atmosfery. W tle cicha muzyka, świeczki. Mrużę oczy i patrzę w lekko maślane oczy Marcina. Jest nam dobrze. Przytulam się mocniej. Marcin nadal na mnie patrzy. Tak, zaraz powie mi coś romantycznego.
 I mam najzupełniejszą rację.
- Dupa przykryta? – pyta wtedy mój narzeczony. 


Będę Księżniczką. 

Dawno, dawno temu, za górami, za lasami… Tak to się zawsze jakoś zaczynało i to powinno dać nam już wtedy do myślenia. Teraz już wiemy, że jak coś było dawno – to nie prawda, a jak daleko, to nas nie dotyczy. Ale nic. Od najmłodszych lat się zaczęło. Księżniczki zawsze były piękne i wymuskane. I zawsze dostawały, to czego chciały. Skoro były piękne, więc robiono dla nich wszystko. I to zakodowano nam jako pierwsze: musisz być piękna. Jak masz koślawy nos, krzywe nogi, zeza czy kilka kilogramów nadwagi to jesteś skreślona. To czas na kompleksy. No już. Musimy być najpiękniejsze, bo inaczej to nikt nas nie będzie chciał.
Mój kolega, z którym mieszkałam na jednej ze stancji na studiach, opowiedział mi historię, jak to pół roku zabiegał, żeby umówić się z dziewczyną, która wyglądała jak kumulacja wszystkich jego pragnień. Kombinował jak koń pod górkę, aż wreszcie się udało. Dziewczyna wyglądała zachwycająco. Wytrzymał pół godziny. Powiedział, że to było maksimum jego tolerancji na głupią gadaninę. 

Gdzie jest książę?  

Jeżeli myślicie, że główną bohaterką Kopciuszka, jest Kopciuszek, to grubo się mylicie. Głównym bohaterem jest Książę. To na niego później czekają wszystkie dziewczyny stulecia. A co w Księciu najbardziej kręci oprócz tego, że jest przystojny, bogaty i ma władzę? To, że się stara. Tak, tego chcemy wszystkie. Żeby przynosił Ci kwiaty. Zapraszał na obiady. Robił Ci niespodzianki. Zabrał Cię gdzieś. Żeby wszędzie na każdym kroku pokazywał całemu światu jak bardzo Cię kocha. Ma być zawsze skory do poświęceń. Ma myśleć o Tobie.
 
Kultura napiera.  Społeczeństwo też. 

Załóżmy, że w tym wypadku statystyki nie kłamią i kobiety najwięcej czytają romansów. Siada taka jedna z drugą, czyta i się zachwyca. Łzy w oczach. Wzruszenie. On jest gotów dla niej zginąć. Myśli tylko o niej. Mężczyźni tam są niestrudzeni, nigdy nie zmęczeni i zawsze wiedzą co powiedzieć. Jakie to wszystko piękne. Uhm. I rzeczywiste.
Filmy romantyczne to też samo dobro. Lekkie to przecież i nikt nie podejrzewa, jak bardzo pierzemy sobie nimi mózg. Taki tam przerywnik. Tylko później, kiedy patrzymy jak On bardzo ją kocha, trzymając chusteczkę w rozmiarze XXL i beczymy ze wzruszenia, a z pracy przychodzi zmęczony i spracowany mąż/chłopak/narzeczony, tak głodny, że nie zdąży całować Cię namiętnie przez 5 minut na powitanie i rzuca pytanie: „Co na obiad” mamy ochotę wydłubać mu oko widelcem. Jak to co na obiad? Sam se zrób.
No i te koleżanki. Ich facet po nie przychodzi do pracy. Zabiera na wycieczki. I twierdzą, że mówi im takie miłe słówka. Za to ten Twój nic. I co teraz. Czym Ty się teraz biedna pochwalisz?
Że niby mężczyźni ze sobą rywalizują ? Przy kobietach to naprawdę pestka. 



Romantyzm jest toksyczny. 

Jak każda kobieta, gdzieś tam potajemnie wołałam o ten cały romantyzm. Gdzieś tam w nas jest jakieś takie ciche pragnienie. I wiecie, trafiłam nawet kiedyś na romantyka. I czułam się wtedy jak w potrzasku. Każde nazwanie mnie: kociaczkiem, misiaczkiem, gwiazdeczką, owszem przyprawiało mnie o dreszcz… ale obrzydzenia. Czułam się… niepoważnie. Wyszukane komplementy mnie krępowały, a przesadne słodzenie i nadskakiwanie bardzo mnie ograniczało. Wkurzało. Nie dawało oddychać. Bałam się, że otworzę lodówkę, a On TAM BĘDZIE. Może jestem dziwnym człowiekiem, ale było mi z tym autentycznie źle. A ten cały romantyzm po prostu mnie drażnił.  

A co Ty dajesz z siebie? O dzieleniu dżdżownicy słów kilka. 

Zgodnie z pewnym powiedzeniem, jest taka rzecz, która jak się ją dzieli, to ona się mnoży. Zapytaj swojego mężczyznę czy wie o co chodzi. Jak odpowie Ci, że to miłość, to brawo, jest romantykiem. Ale nie wiem, czy któryś na to wpadnie. Mój Marcin myślał, że chodzi o dżdżownicę. I w sumie dość logiczne podejście. Ale nie w tym sedno. Raczej  w tym, żeby właśnie dzielić. Żeby dawać coś z siebie. I niekoniecznie czegoś oczekiwać. Na tym to chyba polega. Chcę dać coś z siebie, chcę, żeby tej drugiej osobie było ze mną dobrze. I nie oczekuję czegoś w zamian. Robię to bezinteresownie. I to wróci. Podwójnie. O ile nie jest to jakiś chory czy toksyczny związek.
Oczekujemy. Chcemy. A ile same z siebie dajemy? Czy my jesteśmy zawsze dobre, słodkie i kochane? Wszędzie mamy porządek, zawsze wyglądamy nieskazitelnie, nigdy nie mamy złego humoru, nie marudzimy i nie narzekamy?
No i kurka. Dobra. Nie przyniósł tego kwiatka. Może zamiast oglądać romantyczny film z Tobą to wolał iść na mecz z kumplami. Może nie przytula Cię tyle co powinien. Może jesteście na takim etapie, że nie ma motyli w brzuchu, a on nie zauważył, że masz o odcień jaśniejsze włosy. Ale… jak jesteś chora -  robi Ci herbatę i biegnie po lekarstwa. Naprawia czwarty raz zepsuty przez Ciebie czajnik. I dba, żebyś przykryła się kocem i żeby dupa Ci nie marzła. A przede wszystkim robi najromantyczniejszą rzecz pod słońcem: po prostu z Tobą jest. 

Kumpel, którego kocham. 

Najfajniejszy facet pod słońcem, to taki, który jest też Twoim przyjacielem. Na którego zawsze możesz liczyć, który wyciągnie Cię z tarapatów, w które co chwilę popadasz. Z którym lubisz rozmawiać.  Który ma poczucie humoru – najlepszy lek na całe zło. Bo, nagle też może się okazać, że zamiast z facetem deklamującym Ci wiersze na Twoją cześć wolisz siedzieć z takim, z którym możesz się pośmiać. Który z uśmiechem podchodzi do życia. Z optymizmem. Jakoś to będzie. Coś się wymyśli. Nie drzwiami, to oknem. Z którym, gdy wysiądzie prąd w całym domu nie zanudzisz się na śmierć. 

Romantyzm zakamuflowany. Jak czytać faceta? 

Ale pocieszę Cię: jak każda kobieta ma chyba w sobie gdzieś w głębi ukryte maleńkie pragnienie romantyzmu, tak wydaje mi się, że każdy z facetów ma w sobie jakąś maleńką jego odrobinę. Nawet jak jest to romantyzm zakamuflowany. Kiedy więc facet mówi:
- Dupa przykryta? – to troszczy się o Ciebie.
- Idę umyć kibel – kiedy widzi, że jesteś zmęczona - to znaczy, że chce Ci pomóc i też jest to przejaw rycerskości.
I że,
- Wyglądasz jak mała panda – tak, zauważył Twój makijaż.
Przekaz jest prosty. Czasami warto mieć dystans i po prostu się roześmiać.

Ps. Wiecie co myśli stary kogut goniąc młodą kurkę po podwórku w zimowe popołudnie?
- Dogonię, albo nie dogonię, ale przynajmniej się rozgrzeję!
 

czwartek, 25 czerwca 2015

Obuchem w głowę, czyli poznaj Tochmana.




Kończy się czerwiec, choć ostatnio trochę w deszczu, nieuchronnie kojarzący mi się z początkiem wakacji, z dzikimi wycieczkami rowerowymi z moim tatą, truskawkami i książkami czytanymi na balkonie, na działce, w parku czy pod ukochaną czereśnią, która od kilku lat niestety jest już wycięta. I mimo że, z roku na rok czerwce stają się coraz bardziej dojrzalsze, co nie znaczy, że mniej zabawne, to są takie sprawy, które się nie zmieniają. A moje przygody z książkami na pewno do takich należą.  I mimo że czerwiec kojarzy mi się dość „lekko”, to nie chciałabym, żeby takie też było moje czytanie. Albo raczej tylko takie. 

Powinniśmy już trochę przywyknąć do tego, że jeżeli chcemy osiągnąć coś wartościowego, wzbogacić się w jakiś sposób czy to materialnie, czy też duchowo, to droga do osiągnięcia tego celu przeważnie nie będzie usłana różami. Powinniśmy mieć świadomość, że czasami możemy się męczyć. Będziemy zawracać, złościć się, zostawiać to w cholerę i zastanawiać się czy warto? Warto.

Fotografia pochodzi ze strony: http://darkroom.baltimoresun.com/2014/04/in-memoriam-20-years-since-the-rwandan-genocide/#1

Dlatego też po raz kolejny sięgnęłam po Tochmana. Tym razem po historię Rwandy, którą wcześniej już się trochę interesowałam. I jakkolwiek brzmi to niezbyt zachęcająco, bo – gdzie to jest i kiedy to było? I po co? Warto.

Wiecie – my Polacy bardzo często się porównujemy. Z racji tego co się dzieje w naszym kraju, cierpimy na jakiś kompleks niższości. Porównujemy się do Niemców, Anglików – jak to im jest dobrze i jak im się wspaniale żyje. A może powinniśmy wyłączyć ten schemat myślenia? Teleportować się na zupełnie inny poziom? ­­Pomyśleć przez chwilę, może zupełnie ABSTAKCYJNIE.

Na świecie dzieją się straszne rzeczy. Słyszymy o tym oglądając telewizję i jedząc spokojnie obiad. I cieszmy się, że możemy go zjeść. Oglądamy, jemy zupę, a po wyłączeniu telewizora informacje te samoczynnie zacierają się w naszym umyśle. Bo są daleko i nas nie dotyczą. Nie ma co się nad nimi zastanawiać.

A gdyby raz jeden trochę się  w to zagłębić? Spróbować stać się trochę bardziej wrażliwym, popatrzeć na coś z zupełnie innego punktu „siedzenia”? Spróbuj, a może nagle okaże się, że wcale nie jest tak źle, jak myślisz. Może nawet w ekstremalnym przypadku dojdziesz do wniosku, że w sumie, to jesteś szczęściarzem i więcej: że jesteś w takim miejscu i w takim czasie, że możesz pomóc komuś innemu.

Fotografia pochodzi ze strony: http://darkroom.baltimoresun.com/2014/04/in-memoriam-20-years-since-the-rwandan-genocide/#1


Z twórczością Wojciecha Tochmana pierwszy raz spotkałam się na studiach. Niekoniecznie jest to twórczość, którą można pokochać. Nie jest to cukierkowy „Dziennik Bridget Jones” czy „Zmierzch”. To reportaże, więc dostaje się po prostu obuchem w głowę. A wiadomo, że obuchem w głowę, żeby wszystko było w niej w porządku, od czasu do czasu trzeba dostać, dlatego wszystkim Tochmana polecam. Tochmana, który nie boi się mówić prawdy – do bólu. Który szczypie słowami. Który nie boi się rzucać nazwiskami i nie boi się konfrontacji. A przede wszystkim nie boi się prawdy. Który chwyta się tematów, o których się nie mówi. Który nie komentuje. I w zasadzie nie ocenia. Który pozostawia to czytelnikowi.

Nie będę Cię okłamywać. „Dzisiaj narysujemy śmierć” nie czyta się lekko. Nie jest to książka na plażę czy do jazdy tramwajem. Taką książkę należy wchłaniać raczej w ciszy. Taką książkę trzeba poczuć. I nie jest ona dla wszystkich.  Bo czy wiesz, jakie stanowisko w sprawie ludobójstwa przyjął polski kościół? Jak zachowywali się polscy żołnierze? Czy to wszystko na pewno jest historią skończoną? Co o tym w ogóle wiesz? I ważniejsze pytanie: czy chcesz wiedzieć? I po co Ci to wszystko? Oczywiście, o wiele prościej jest sięgnąć po jakiś bestseller. Zafona, Szwaję czy „50 twarzy Greya” (nie neguję, też się czasami należy, ale…). Mamy leniwe mózgi i z reguły wybieramy to, co prostsze, łatwiejsze, co sprawi nam czystą przyjemność, rozbawi nas, odpręży. Nie coś, co nas uświadomi i nie da nam przez trzy noce zasnąć. Coś co wejdzie w nas głęboko i być może nas zmieni. Ale może czasami po prostu trzeba? 

Może wystarczy cztery lekkie książki i jeden obuch? Może okaże się, że Twoje problemy, którymi tak się czasami przejmujesz, są po prostu śmieszne.

Bez względu, jaką książkę wybierzecie – jestem pewna, że będzie to dobry wybór, nie zależnie czy będzie to „Eli, Eli”, „Wściekły Pies”, „Schodów się nie pali” czy książkę, o której piszę tutaj dzisiaj „Dzisiaj narysujemy śmierć”. Książki objętościowo są cienkie, część nie ma pewnie nawet stu stron, można je czytać  (a nawet trzeba) etapami, więc wymówka z serii „nie mam czasu” nie bardzo jest tu na miejscu. Język jest prosty, oszczędny, więc nie bójcie się jakiejś mowy trawy.


Jeżeli chodzi zaś o tematykę samego ludobójstwa Rwandy, gdyby ktoś się jednak zainteresował, to przy okazji mogę polecić dwa filmy : Hotel Rwanda i Czasem w kwietniu.  Warto. Szczególnie ten drugi.  I co ja będę dużo pisać. Przeczytajcie. Obejrzyjcie. 

 


A jeżeli chcecie trochę przedsmaku, to podaję dwa linki: 

1. Zdjęcia z Rwandy 

2. Próbka Tochmana - nie jest to fragment książki, ale zupełnie odrębny tekst nawiązujący do tematu. Mocno rozwinięty. Raczej dopełnienie do tekstu głównego. Wątek tylko nawiązujący do udziału Kościoła, w książce jest to tylko jeden z tematów. Książka oczywiście lepsza.

 

Ania Poleca.
 

Fotografia pochodzi ze strony: http://darkroom.baltimoresun.com/2014/04/in-memoriam-20-years-since-the-rwandan-genocide/#1

 

Cieszę się, że tu dotarłeś. Rozgość się. Zaparz sobie herbatę. Jeżeli czytając te bzdety chociaż raz się uśmiechniesz że życie nie jest takie złe na jakie wygląda - to znaczy, że mi się udało. Jeżeli spodobało Ci się tu i czujesz niedosyt, możesz kliknąć w Zamiast burzy na facebooku, a ja w zamian będę Ci zapewniać jeszcze więcej rozrywki! A jeśli chcesz i mi sprawić przyjemność, będzie mi miło, jak zostawisz jakiś ślad po sobie.