Ktokolwiek czytał kiedyś Lot
nad kukułczym gniazdem z pewnością pamięta scenę, kiedy McMurphy zakłada
się, że udźwignie konsolę i wybije nią okno domu dla umysłowo chorych żeby
uciec. Wygląda to mniej więcej tak:
I nagle cichną
gwizdy. Mięśnie mu nabrzmiewają, żyły pęcznieją. Zaciska powieki, grymas
wykrzywia mu usta, odsłaniając zęby. McMurphy, odchyla głowę maksymalnie do
tyłu, a od rozedrganej szyi aż po dłonie wychodzą mu na wierzch ścięgna napięte
jak struny. Drży cały z wysiłku, starając się podnieść konsolę, choć wie, że
nie da rady, i choć wiedzą to wszyscy obecni. Ale przez sekundę, kiedy beton
zgrzyta o posadzkę, myślimy: O rany! A może mu się uda! (…)
McMurphy otwiera oczy
i spogląda na nas. Spogląda na każdego po kolei – nawet na mnie (…)
-Przynajmniej się
starałem – mówi.- Przynajmniej się starałem, do diabła!
Podejrzewam, że w większości współczesnych filmów, tych
najnowszych, zwłaszcza amerykańskich McMurphy’emu jednak by się udało, w
zwolnionym tempie, przy zwycięskiej muzyce, a w tle łopotałaby dumnie flaga
Stanów Zjednoczonych. Byłby wtedy pełnowartościowym bohaterem, tym
wyidealizowanym, tym którego oczekujemy. Który wygrał. Bo w życiu tak właśnie
się zdarza, że stale wygrywamy. Co nie?
Ale McMurphy nie uniósł tego ciężaru. Co więcej, przecież
idiota wiedział, że go nie uniesie. Wszyscy wiedzieli. A jednak. Jednak
McMurphy jest bohaterem.
Znam takiego kolesia, który zna kolesia, którego koleś… Może
inaczej. Są w życiu sytuacje kiedy czujesz, że mimo iż dajesz z siebie
wszystko, raczej nic nie osiągniesz. Niekoniecznie jest to Twoja wina. 10 razy podchodziłeś do egzaminu i nic,
chociaż NAPRAWDĘ się na niego uczyłeś. Zarywałeś noce, piłeś wykańczające
energetyki, a może egzaminator po prostu Cię nie lubi – i nie jest to tylko
wymówka. I co? I… no właśnie, dobrze
wiesz co.
Albo masz szefa, który ma jakiś plan finansowy firmy, który
widzi kryzys na rynku, a przede wszystkim (jak dla każdego szefa) liczy się dla
niego zysk. Iść i poprosić o podwyżkę? Żenada. I tak się nie zgodzi. Więc po
co? A może jeszcze mnie wyśmieje?
Masz grupę przyjaciół. Zależy Ci na tym, żeby Cię lubiono i
akceptowano. To naturalne. Spełniasz każdą prośbę, nie umiesz odmawiać.
Pożyczasz pieniądze, które do Ciebie nie wracają, jesteś chłopcem na posyłki,
lecisz po raz kolejny załatwić jakieś sprawy, które nie są Twoje i pomstujesz
pod nosem. Jesteś pierdołą życiową. Nie oszukujmy się. Ale przecież nie
zaprotestujesz, bo może… BĘDZIE IM PRZYKRO?
Coś nie halo? W której sytuacji czujesz się dobrze?
Tak, wiem – w żadnej. Ale wiesz co? W jednej z niej jesteś
bohaterem. Superbohaterem. I tylko
w tej jednej czuję do Ciebie PRAWDZIWY
szacunek. Bo to nie tak, że nie szanuje
się osób, którym coś się nie udaje. Niech pierwszy rzuci kamieniem, komu
wszystko wychodzi idealnie. Ale powiem Ci coś: szanuje się osoby, które chociaż
próbują. Które mają CHARAKTER. Które idą czasami pod wiatr, a nie siedzą z
podkulonym ogonem. A to, że będziesz musiał czasem komuś odmówić? Powiem Ci
coś. Wydaje mi się, że ten ktoś jakoś to jednak przeżyje. A jeżeli nie… to
właściwie po problemie. I przestańmy wreszcie się bać. Bądźmy odważni.
A w zasadzie wszystko sprowadza się do jednego: Żyj w
zgodzie ze sobą. Bo czy dobrze Ci z tym wszystkim? Nie mówię, że masz teraz
stać się krzykaczem i buntować się na wszystko. Po prostu nie daj sobą
pomiatać. Odpowiedz sobie, co jest dla ciebie ważne. Czasem zaryzykuj. Spróbuj
trochę zmienić świat, choćby to miał być tylko Twój świat. Zrób coś dla siebie.
Bądź szczęśliwy. Po prostu. I porwij się
czasem z motyką na słońce.
***
Jeszcze tylko trzy rzeczy czysto organizacyjno-osobiste.
1)
Planuję tu dział z książkami i filmami. Z serii:
Ania Poleca. Tak myślę - chyba nie spodziewajcie się zbytnio recenzji. Na pewno
nie w normalnym tego słowa znaczeniu. Bo na pewno nie będę tu wrzucać, czegoś
przez co sama czołgałam się jak żołnierz pod ostrzałem. W dodatku informuję, że
jestem uczulona na słowa i frazy:
„bestseller”, „hit”, „najbardziej wyczekiwany”. Najpewniej będzie tak,
że pewno przeczytam coś fajnego, obejrzę coś fajnego i będę tak długo się tym
jarała, dopóki z kimś się tym nie podzielę. Pragnę was poinformować, że to Wy
jesteście tym kimś, bez względu na to czy to czytacie, czy jednak moje statystyki
kłamią.
2)
Oczywiście zachęcam do obejrzenia „Lotu nad
Kukułczym Gniazdem”, a jeszcze bardziej do przeczytania książki. A najlepiej do
jednego i drugiego! Ania Poleca!
3)
I już ostatnie, ale najbardziej priorytetowe. Dziś
jest dla mnie super ważny dzień. Bo wiecie, dokładnie 18 lat temu siedziałam
sobie jako smarkacz jeszcze, z przeziębieniem w łóżku i oglądałam „Powrót do
przyszłości”, który wtedy leciał w telewizji (no cóż, moje gusta w tym czasie nie
należały do zbyt wyrafinowanych). I to właśnie wówczas stało się coś, co
sprawiło, że chwilę później skakałam już na tym samym łóżku jak opętana i wyłam
ze szczęścia wniebogłosy. Otóż właśnie tego dnia, urodziła się moja siostra i
moje życie stało się od tego czasu, choć bardziej dynamiczne, po prostu piękniejsze. Życzę Ci więc
moja Kochana wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń i wyciskania z
życia wszystkiego co najsłodsze. Bądź bardzo szczęśliwa, a gdy czasem dopadnie
Cię smutek, bo i tak czasem bywa, pamiętaj, że masz mnie! Dodatkowo, do życzeń dokładam pragnienie,
żebyś więcej nic już nie łamała, bo ręka złamana trzy razy w ciągu 18-stu lat,
w tym jeden raz na kręciołku, chyba w zupełności wystarczy.
Trzeba walczyć tak długo dopóki na nie wyjdzie to co sobie założyliśmy i nigdy nie poddawać się
OdpowiedzUsuńJesteś przyczyną mojej dzisiejszej bezsenności - siedzę i zastanawiam się, co to ten kręciołek? Dzięki ;)
OdpowiedzUsuńFilmy, gdzie się wszystkim wszystko udaje więcej szkody przynoszą niż pożytku, obawiam się. Bo nie wszystko się nam może udać, siłą rzeczy.
OdpowiedzUsuń;*
Słusznie, lepiej żyć ze świadomością, że się zrobiło wszystko co się dało i nie wyszło, niż z taką, że się nawet nie spróbowało. Analogicznie do "lepiej zgrzeszyć i żałować niż żałować, że się nie zgrzeszyło". Taki żarcik, ale z Twoją puentą naprawdę się zgadzam.
OdpowiedzUsuńLot nad kukułczym gniazdem ma w moim życiu takie symboliczne znaczenie. Moja Mama pracuje w teatrze i jak była ze mną w ciąży to akurat wystawiali tę sztukę. Po latach przedstawienie ponownie wróciło na deski teatru i zrobiło na mnie olbrzymie wrażenie, nie wiem czy nie większe niż film czy książka. Ze znakomitą rolą Tomasza Sapryka. Szkoda że już nie ma jej w repertuarze. U nas w rodzinie bardzo często przy różnych sytuacjach życiowych cytowaliśmy ww tekst tylko jako: Przynajmniej spróbowałem..
OdpowiedzUsuń