poniedziałek, 1 czerwca 2015

Każdy ma jakiegoś bzika, czyli o grach planszowych i karcianych słów kilka.





Nadszedł czerwiec – słońce zaczyna przypiekać, bzy pachną jak szalone, aż w nosie kręci i nawet obudziły się już komary. Lato pcha się drzwiami i oknami, dlatego oczywistością jest, że wszyscy naokoło jak jeden mąż rypią w nowego Wiedźmina albo w Farm Ville na facebooku. Jako że troskę o wirtualne świnki i kaczuszki jestem w stanie zrozumieć oraz jestem skora przyznać, że ten cały wiedźmin to nawet przystojny jest (te długie włosy, trupioblada cera i mięśnie jakby co rano trenował  z Pudzianem) to przepraszam bardzo, ale pytanie: ile można? – mimowolnie rzuca mi się na usta.

Ale dziś jest dzień dziecka. Wszyscy o tym trąbią – dzieciaki biegają rozchichotane, każdy wspomina jakie przecudne miał dzieciństwo, a i w blogosferze nie łudź się, że ktoś nie skorzysta z tematu. Skorzystam więc i ja. A może trochę inaczej… bo chciałam przypomnieć wam ten moment, kiedy  gra planszowa to była super sprawa. A może powinnam zacząć inaczej…

Gra planszowa to jest super sprawa. Nie wiem czy mi uwierzycie, ale tu też są niezłe emocje, wydaje mi się, że czasami o wiele nawet większe niż przy zbieraniu kukurydzy czy zapędzaniu owieczek do zagrody. Druga sprawa: trzeba tu trochę pogłówkować. I to nie jest zawsze tak, że tej gry możesz nauczyć się na pamięć, że wiesz… po 72 godzinach nie wychodzenia prawie z pokoju, przejdziesz wszystkie poziomy i nagle okazuje się, że koniec – cel osiągnięty – i w zasadzie wiesz już od początku, jak zrobić tak, żeby wygrać. W planszówkę / karciankę można grać setki razy i każdy raz jest inny. Ale najfajniejszą sprawą w takich grach jest chyba to, że możesz spędzić przy nich czas z drugą osobą. Zaprosić znajomych, włączyć klimatyczną muzykę i zrobić wieczór z planszówkami na balkonie. 

Oboje z Marcinem lubimy grać. Jesteśmy już starzy i zgrzybiali (Marcin rzecz jasna bardziej) i wolimy chyba realny świat od tego wirtualnego. Mamy nawet własny system, który doskonale oddaje to w jaki sposób warto grać i dobierać gry. Wygląda to mniej więcej w ten sposób: 



1.       Po dwutygodniowych obczajkach Marcina zamawiamy grę.
2.       Marcin czyta instrukcję i tłumaczy zasady. Ja nie czytam bo mi się nie chce, a Marcin i tak mi wytłumaczy.
3.       Gramy pierwszy raz i Marcin wygrywa.
4.       Zaczajam zasady.
5.       Gramy i wygrywam.
6.       Nadal wygrywam.
7.       Nie będę Was zanudzać – 20 –ty raz i ciągle wygrywam.
8.       Marcin wygrywa. Oznacza to, że należy zmienić grę. Patrz z powrotem: punkt 1. 



A jeżeli myślisz, że gry planszowe są tylko dla dzieci, szare i nudne, no to się mylisz – bo nie są. Oto kilka dowodów, nie będę Wam pisać, o czym są – sami sprawdźcie. 
 


1.       ABYSS 




Jest obecnie moim numerem jeden. Gra jest bardzo klimatyczna, cudowna jeśli chodzi o grafikę, emocjonująca, ciekawa i … krótka. Taka, że ma się ochotę na „jeszcze”.  A co najfajniejsze są perły, które można chomikować w muszelce, no i można kraść mureny!

2.       SLAVIKA


Nawet nie wiecie, jak bestiariusz słowiański może być bogaty: wąpierze, rusałki, południce… A w dodatku… kto wredniejszy, ten wygrywa!


3.       KUPCY I KORSARZE


Doskonała gra na niedzielę. Można handlować, można grabić, można napadać. Wspaniale, gdy w tle leci Alestorm albo Running Wild.

4.       WŁADCA PIERŚCIENI LCG 


Wyższy level. Gra kooperacyjna, gdzie naprawdę trzeba dać dużo z siebie żeby wygrać z systemem, a Sauron może zjeść Cię na pierwsze śniadanie. Gra, która nigdy nie jest taka sama, a oprawa graficzna… miodzio. Miodzio z orzeszkami. Albo Snickers. Polecam szczególnie w długie zimowe wieczory.


5.       EUROBIZNES
Kto tego nie zna?



6.       CHIŃCZYK. 



Chyba tłumaczyć nie muszę. Wiedźmin naprawdę wymięka.


A dla marudnych, że przecież nie ma po co tracić pieniędzy na coś, co nie wiemy czy nam się spodoba -  jeżeli mieszkacie albo będziecie kiedyś w Toruniu odwiedźcie Feniksa. To knajpka z grami, gdzie każdy może sobie zagrać za darmo! 

***

Jeżeli wyczuwacie u mnie jakiś spadek humoru, to może usprawiedliwieniem niech będzie, że już trzeci dzień odsypiam osiemnastkę mojej siostry.

Wszystkiego najlepszego w Dniu Dziecka szczególnie wszystkim dorosłym, bo dzieci same już sobie nieźle radzą! 

 


P.S. A czy Wy możecie polecić jakieś ciekawe planszówki? Bo wiecie, Marcin znowu zaczął wygrywać.



6 komentarzy:

  1. Uwielbiam planszówki, też jakiś czas kupujemy z chłopakiem nowe ;) Aktualnie on jest zakręcony na punkcie Monopoly, którego ja mam serdecznie dość, mamy nieprzetestowane Cluedo, bo jest nas tylko dwoje, a to za mało i często w sklepie zerkamy tęsknie w stronę Dixit, to wydaje się to naprawdę fascynujące, ale też jest nas za mało.
    Z tego co proponujesz, chętnie przetestowałabym Kupców i korsarzy, to chyba najbardziej w moim guście :)
    teorakobiety.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. W planszówki się jakoś nigdy nie wciągnęłam, scrabble to maksimum mojego grania jednak. ;p Ale słyszałam, że planszowa wersja Gry o Tron jest fajna, chociaż instrukcja ma stron całkiem sporo.
    /Z Grabażem budzić się można, fakt
    ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Dawno w gry nie grałam. Monopol i chińczyk uwielbiam.
    Aż mi zrobiłaś chętkę na gry;))

    Sesja coś cudownego. Od nowa uczysz się patrzeć na tą drugą osobę, zupełnie inaczej. Jakbyście się dopiero poznawali. Im głupsze pozy macie robić tym jest lepiej. Ja od nowa zakochałam się w tych niebiesko-szarych oczach. Warto zdecydowanie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Słyszałam ostatnio dużo o grach z serii ,,Czarne historie'' i ,,Złote historie''- podobno ciekawe :D I oczywiście gry karciane ,,Władca pierścieni - Bitwa o śródziemie'' i ,,Hobbit'' - gra karciana i planszowa ;) , Gra ,,Mafia'' może być ciekawa ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Też uwielbiam gry planszowe/karciane, ale nie znam ani jednejz tego zestawienia:( Moje ulubione to Wsiąść do pociągu i Splendor.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wsiąść do pociągu kojarzę. Splendoru niestety wcale, ale to nic straconego. Na pewno jeszcze dziś poczytam o tej grze! :)

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się, że tu dotarłeś. Rozgość się. Zaparz sobie herbatę. Jeżeli czytając te bzdety chociaż raz się uśmiechniesz że życie nie jest takie złe na jakie wygląda - to znaczy, że mi się udało. Jeżeli spodobało Ci się tu i czujesz niedosyt, możesz kliknąć w Zamiast burzy na facebooku, a ja w zamian będę Ci zapewniać jeszcze więcej rozrywki! A jeśli chcesz i mi sprawić przyjemność, będzie mi miło, jak zostawisz jakiś ślad po sobie.