czwartek, 27 sierpnia 2015

Pieprzona oaza spokoju.



Lato podobno zmierza ku końcowi. Patrząc na pogodę nie bardzo chce się w to wierzyć. Słońce świeci, ptaszek kwili... i koniec wakacji. Dzieci do szkoły, studenci niedługo na uczelnie, a inni do pracy. A im bliżej końca, to chciałoby się rzec: tym wszystko coraz bardziej wraca do normy. Bardzo nerwowej normy. Ogromnie stresującej. Wypoczęci, jesteśmy o wiele bardziej podatni na pęd. Owczy pęd. Beee, bee, be. I nawet nie widzimy, jak bardzo wkurzamy się o drobnostki i jak bardzo wkurzamy tym innych.

Każdy z nas zna na pewno takiego jednego, który ogólnie to udaje oazę spokoju. Spokojnie, damy radę. Nie ma się czym stresować. Jestem opanowanym człowiekiem i niczym się nie denerwuję. Problem? Jaki problem? Nie ma żadnego problemu. Jestem oazą spokoju, jestem oazą spokoju, jestem pieprzoną oazą spokoju kurde jego mać. Poker face, a jak coś go gryzie to woli zdusić to w sobie. Podobno właśnie od takiego zduszania w sobie emocji mężczyźni krócej żyją. I może nawet wyglądałoby to wszystko całkiem racjonalnie i można by uwierzyć, że to opanowanie jest rzeczywiste, a nie zwykłą ułudą, gdyby nie pakiet niefortunnych zdarzeń. Błahostek. Na przykład spada patelnia, robi się hałas i jest to znakomity powód do puszczenia całej wiązanki przekleństw i postawienia wszystkiego do góry nogami, zrobienia z tego tragedii, jakby świat miał się zaraz skończyć. Za długo pali się czerwone światło. Ten sąsiad z góry za głośno śpiewa, gada, oddycha.

Niespotykanie niezadowolony człowiek.

Nie mam nic do ludzi, którzy denerwują się w sytuacjach poważnych. Potrafię zrozumieć różne reakcje. Właściwie to ich podziwiam. Myślę, że o wiele lepiej jest może i czasem zachować się w stresie nawet głupio, ale wyrzucić go z siebie, pokonać i przez resztę czasu starać się po prostu zadowolonym z życia człowiekiem, który zamiast wkurzania się na niedomknięte drzwi, rozlaną herbatę czy inną zupełnie nieważną pierdołę widzi raczej dobre rzeczy. Tak jest zdrowiej. Bo jak Ty chcesz w życiu być szczęśliwym, kiedy wszystko Cię drażni? Kiedy jesteś jak czynny wulkan, który może lada chwila wybuchnąć ?

Znacie takie osoby, prawda? Wiecie czym to może się skończyć. Super biznesmen, ze spokojem załatwi sprawę za milion złotych na szczeblu światowym ze stoickim uśmiechem. Poważny, często nie potrafi okazać uczuć. Za to w domu dzieci przed nim uciekają, a żona boi się odezwać, żeby nie ryknął. Taki mały Neron.

W zasadzie nie wiesz, jak to się stało. Zaczęło się właściwie od błahostek, ale potem następuje już taki moment, kiedy nie potrafisz się z niczego cieszyć. Dziecko w Tobie umarło, umarł człowiek, który potrafi czuć, być zakochanym, szalonym, spontanicznym, zachwycać się. Zamiast tego w środku siedzi potwór, który zżera Cię od środka. Nawet jak widzisz problem, to już nie potrafisz go pokonać. Agresja wychodzi z Ciebie samoczynnie, chociaż tego nie chcesz. Na pytanie zatroskanej żony - odburkujesz. Wszystko Cię wkurza. Nic poważnego - głupoty, pierdoły wręcz. W dodatku towarzyszy temu niczym niezmącona rutyna - co dzień to samo, ten sam schemat dnia. Praca, obiad, wiadomości, film, prysznic i spać. Praca, obiad, wiadomości, film, prysznic, spać. Praca, obiad, wiadomości... stań i popatrz na to z boku. Zaciukać się można, co nie?

Kto z kim przystaje, taki się staje.

Jedną sprawą to jest być takim człowiekiem, a drugą jak działasz tym na innych. Reakcje mogą być różne, jedno jednak jest pewne - żadna z nich nie jest pozytywna. Bo tak czy inaczej, zniechęcasz do siebie ludzi. Po pierwsze, boją się Ciebie. Boją się Twoich reakcji. Skoro wścieka się o pierdołę, to jak się zachowa jak naprawdę coś się stanie? Gdyby to było jeszcze tylko jeden raz: zgasł Ci silnik, śpieszysz się, nie zdążysz na czas - ok, pewno większość z nas rzekłaby coś w rodzaju motyla noga czy kurza twarz - to naturalne - ale jeżeli Ty co chwila wściekasz się dosłownie o nic, to chyba jednak jest coś nie halo.
Po drugie: na pewno też nieraz w życiu słyszałeś, że niestety ale, kto z kim przystaje, taki się staje. Chcesz czy nie, ale działasz na innych i to bardzo mocno. Sam pomyśl, czy potrafiłbyś być zadowolny i szczęśliwy przebywając non stop z osobą sfrustrowaną na cały świat i okolice? Choćby człowiek nie wiem, jak się starał, to długo ze swoją wesołością i radością życia nie pociągnie. I tak właśnie mnożą się zgredy.



Czy to naprawdę aż taki kataklizm?

Mleko się rozlało. Szklanka rozbiła. Pies za głośno szczeknął, a kot ofutrzył Ci ulubiony sweter. Plama na koszuli. Faktycznie, tragedia, ale czy aż taka żeby marnować sobie i innym humor? Nie jesteś na tym świecie sam. A może zamiast tego, machnij na to ręką. I zrób coś, co poprawi Ci humor. Zaszalej. Kup sobie lody. Obejrzyj coś śmiesznego. Albo porozmawiaj z kimś o tym, co Cię naprawdę boli. I pomyśl, że to całe wkurzanie się o małe rzeczy nic jeszcze nigdy dobrego Ci nie przyniosło. Spójrz też na swoich bliskich - zadają wkurzające pytania, co? Nawiązujące do tematu, który chcesz wyrzucić z głowy? Tematu, którym codziennie się stresujesz. Po cichu. Wkurzają Cię. O i to jak.
Powiem Ci coś. Oni nie robią tego specjalnie. Martwią się o Ciebie. A może zaryzykuj i z nimi pogadaj? Nie musisz do cholery zostawać z tym wszystkim sam.

Uwolnij emocje. Uśmiechnij się.

No dobra, skoro już doszedłeś w swojej uroczej łepetynce, że może faktycznie, nie wszystko ostatnio było ok, to pewno teraz myślisz, jak temu zaradzić. Bo przecież chcesz być szczęśliwy. Nie musieć się martwić o tysiące drobiazgów. Każdy chce.
Przyszedł więc czas podsumowań. Czekasz może na gotową odpowiedź, co zrobić żeby to zmienić. Trochę Cię rozczaruję, bo to nie jest poradnik. A ja nie znam rozwiązania. Nie będę strugać wielkiego znawcy tematu, psychologii, motywacji czy czegoś tam jeszcze. Nie jestem specjalistą. Jestem zwykłą Anią, która lubi sobie od czasu do czasu popisać o tym, co jej w głowie siedzi.

Nie wiem czy Ci pomogę. Ale mogę powiedzieć Ci, jak ja radzę sobie ze stresem. Jak ja radzę sobie ze swoimi emocjami i z samą sobą. Masz to u mnie w gratisie.  A i trafiłeś na najlepszy czas, bo zaczął się dla mnie okres ogromnych zmian. Kto wie, czy nie największych w moim życiu, więc pisząc o stresie, raczej wiem o czym piszę. Co więc robię, kiedy to uczucie mnie dopada?

1. Gadam. *

Nienawidzę tej wady u siebie, ale tak już jest. Po pierwsze to mój odruch uspakajający - gadam, nie tylko o problemie, ale i o pierdołach. Mówię o tym, że zdarzyło się coś nie tak, mówię o tym co mnie boli, czego się boję, ale i o tym, że jak będziemy mieli kolejnego kota kiedyś, to chciałabym żeby nazywał się Szachrajek. Gadam. I wyrzucam z siebie wszystkie złe emocje, nie jestem z tym sama. I jest mi lepiej.

2. Pomocyyyy!!!! *

Nie musisz radzić sobie ze wszystkim sam. Nie bój się poprosić o pomoc. To nic złego. Nikomu tym nie zawrócisz głowy, nikomu się nie narzucisz. Razem zawsze bardziej uda się niż pojedynczo. I ja zawsze, zawsze sobie powtarzam: nie ma takiej sytuacji, z której nie ma żadnego wyjścia. Mam na przykład swojego Marcina albo swoją prywatną Olgę, którym zawszę mogę powiedzieć, co nie gra - wtedy siadamy i debatujemy - i mamy świadomość, że razem, z pomocą innych zawsze jakoś spadniemy na cztery łapy.

3. Rozgryzanie problemu. *

Powiedziałabym, że problem jest jak orzech, ale w sumie trochę bujda. Wtedy wystarczyłoby po prostu walnąć młotkiem (nie wiem, jak u Was, ale ja tak właśnie rozłupuję orzechy) i po sprawie. Niestety tak nie jest, więc rozgryzam to trochę inaczej - próbuję przewidzieć konsekwencje najgorszego scenariusza wydarzeń. Prosty przykład: egzamin. Wystarczy przeprowadzić z sobą odpowiedni monolog.

- A co będzie jak nie zdam?
- No to nie zdasz. Podejdziesz do poprawki.
- A jeżeli nie zdam poprawki? Uwalę rok.
- Najwyżej. Nie Ty pierwsza i nie Ty ostatnia. Świat się przez to nie zawali. Znajdziesz wtedy pracę, popracujesz a potem wrócisz na studia. To też jest dobre wyjście.

4. Zrób coś fajnego, coś dla siebie. *

Jakiś czas temu doszłam do jednego ważnego faktu. Życie nie polega tylko na zmartwieniach. Na wiecznym cierpieniu, wiecznym zabieganiu tylko o to, żeby kiedyś było dobrze. Życie toczy się też tu i teraz, więc wyciągnij z niego co najlepsze, zrób coś, co sprawi, że poczujesz się dobrze. Teraz. Jutra, o które tak walczysz może wcale nie być. Zrób coś co Cię uszczęśliwi, coś dla siebie. Nie odmawiaj sobie małej przyjemności. I uśmiechaj się. Nawet jeżeli zapomniałeś już jak to się robi i z początku będzie to trochę sztuczne i wymuszone. Świat jest cały czas taki sam. Zmienia się tylko nasze postrzeganie. A jak będziesz postrzegał wszystko bardziej pozytywnie, to i pozytywniej zrobi się w Twoim życiu.

5. Nie myśl za dużo. *

Nie wcale. Po prostu za dużo. Zacznij działać. I nie będziesz miał czasu się bać, stresować, gromadzić w sobie negatywnych emocji i warczeć na kogo popadnie.

Nie ważne jaki sposób znajdziesz, ważne żeby był skuteczny. Nie odbarwiajmy sobie życia, nie komplikujmy go sobie i innym. Może przyszedł wreszcie czas, żeby przekonać się, że ono wcale nie jest takie złe, jak nam się wydaje? Może ta jesień nie będzie płynęła pod znakiem corocznej jesiennej depresji? Może pora coś zmienić?

* Jeżeli czytają to jacyś mężczyźni: Achtung, achtung! Żaden ze sposobów nie sprawdza się u kobiet podczas okresu. Na zły humor kobiety, rzucanie talerzami i spazmatyczne płacze niestety nie ma skutecznego lekarstwa.




A wy? Macie jakieś skuteczne sposoby na stres, warczenie i buczenie?

17 komentarzy:

  1. Uśmiech i duża dawka dystansu. Do samej siebie i do tego, co się dzieje wokół mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak się zestresuję, to lubię sobie pokrzyczeć i popłakać, ale tak przez 5-10 minut. jak juz z siebie wszystko wywalę, to jest mi dobrze i mogę dalej sobie żyć w niezmąconej radości:)))). Zdecydowanie jestem tez przeciwniczka duszenia w sobie złych emocji.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pójść na spacer, poćwiczyć, wziąć kąpiel, poczytać coś fajnego - jest wiele sposobów. Nie mam zwyczaju dusić w sobie emocji -czasem wybucham, nawet gwałtownie, ale momentanie mi przechodzi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahaha, fajny ten dopisek dla mężczyzn!
    To u mnie na stres pomaga ... płacz. Czy raczej już po stresie w ten sposób uwaliam z siebie złe emocje :)
    Fajnie jest się czasem też trochę poruszać - po drugiej jeźzie samochodem nogi miałam tak z waty, że pierwsze co to poszłam na rolki, żeby trochę odreagować :)
    No i niemyślenie za dużo to podstawa - przeważnie nasz umysł tworzy milion czarnych scenriuszy, z których żaden się nie spełnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym zeby za duzo nie myslec to sie zgadzam, ale czasami strasznie ciezkie do wykonania!

      Usuń
  5. Ha ha, żaden sposób nie sprawdza się u kobiet nie tylko w czasie okresu, ale przed nim też. :-) Czyli generalnie mniej więcej przez pół miesiąca kobiety powinny być pod ochroną. :-) Przyznaję też, że niezależnie od tych dni mam czasami tak, że mam zły dzień z powodu różnych zdarzeń. Staram się nimi nie przejmować, bo to drobnostki, ale one się kumulują i wieczorem wystarczy właśnie upadek patelni, albo inna glupota by wybuchnąć. Zalewam się wtedy łzami i po 10 min. jestem oczyszczona. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 10 minut i po wszystkim, czyli chyba nie jest tak źle!

      Usuń
  6. Nie ma nic gorszego niż duszenie w sobie emocji. Lepiej wykrzyczeć, lub chociażby wyładować podczas biegania :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Moim sposobem na stres jest działanie ;) Nie użalam się, wstaję z wyrka, zimny prysznic i do dzieła! Unikam leżenia, użalania się nad sobą. Pomaga też bardzo spacer i słuchanie przy tym muzyki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzia\lanie chyba działa najlepiej, też staram się cały czas coś robić - wtedy nie dość, że nie myślę o problemie to jeszcze staram się z nim walczyć!

      Usuń
  8. Podobno się trzeba nagradzać za to, co się dobrze zrobiło. I wtedy jakoś łatwiej jest się nie przejmować tym, co nie wyszło.
    Ale nie wiem, ciężko mi idzie z tym ;p

    OdpowiedzUsuń
  9. Aniu ale fajny ten wpis! Musze go koniecznie pokazać mężowi, bo o ile on nie jest Zgredem to tłamsi w sobie stresy i boję się, że faktycznie młodo w grobie wyląduje... I dało mi to tez do myślenia w odniesieniu do mnie. Jakaś chora Perfekcjonistka we mnie czasem robi jazdę za pierdołę i muszę się właśnie nauczyć tego, że nic złego się nie dzieje jak coś nie wypali, spóźnimy się itp. Trzeba czasem samemu sobie dać "liścia" mentalnego na ogarnięcie :)

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się, że tu dotarłeś. Rozgość się. Zaparz sobie herbatę. Jeżeli czytając te bzdety chociaż raz się uśmiechniesz że życie nie jest takie złe na jakie wygląda - to znaczy, że mi się udało. Jeżeli spodobało Ci się tu i czujesz niedosyt, możesz kliknąć w Zamiast burzy na facebooku, a ja w zamian będę Ci zapewniać jeszcze więcej rozrywki! A jeśli chcesz i mi sprawić przyjemność, będzie mi miło, jak zostawisz jakiś ślad po sobie.